Ta historia wydarzyła się jakieś dziesięć lat temu, więc nie będę jej szczegółowo opowiadać. W tamtych latach moja praca wiązała się ze stałymi wizytami na placach budowy w całej Rosji. Kiedyś przywieziono mnie do Petersburga, a raczej w rejon Leningradu.
Wezwano mnie do wioski, która była w kierunku Wyborga. Nie pamiętam nazwy, może do tego czasu go nie było.
Najbardziej niezwykłą rzeczą w regionie Leningradu są malownicze miejsca. Rzadko się trafia, doskonała cisza, a dookoła las i jeziora. W zimowe wieczory samotność odczuwa się szczególnie dotkliwie, wręcz staje się niesamowita. Po przyjeździe skrzyżowałem ścieżki z klientem (musiałem go naprawić w łaźni). Porozmawialiśmy, zjedliśmy śniadanie i poszliśmy do obiektu. W łaźni miałem spędzić kilka dni i nocy z rzędu.
Resztę dnia byłem zajęty ulepszaniem łaźni parowej. Do wieczora klient załatwił mi tam miejsce do spania. Ktoś może uznać taką decyzję za nietypową, ale w okresie pracy przyzwyczaiłem się do takich warunków i wcale się nie sprzeciwiałem. W wannie nie było zimno, a łóżeczko i materac były bardzo wygodne.
Teren, na którym pracowałem, był ogrodzony na całym obwodzie. Było na nim kilka budynków mieszkalnych oddalonych od siebie o około pół kilometra.
Jedyną atrakcją był drewniany kościółek, który stał tu, jak mi się wydawało, bardzo długo. Domy były otoczone gęstym, nieprzeniknionym lasem, który sprawiał wrażenie, że jestem na bezludnej wyspie.
Pod koniec dnia pracy właściciel i ja zjedliśmy obiad i poszliśmy spać. Nawiasem mówiąc, spał też w łaźni. Budynek był dwukondygnacyjny - pokój mistrza znajdował się na drugim piętrze, a mój na pierwszym piętrze. Mój pokój był mały, ale wydawał się jeszcze wygodniejszy. Za ścianą znajdowała się łaźnia parowa, w której pracowałem. Przed pójściem spać zacząłem jak zwykle czytać książkę i nie zauważyłem, że zapadam w drzemkę.
Ale tej nocy nie było mi dane spać spokojnie. W pewnym momencie usłyszałem głośny hałas z drugiego piętra - jakby spadło coś ciężkiego. Na początku nie mogłem zrozumieć, co się dzieje i jak to wszystko zrozumieć. Potem ciszę przerwał skrzypienie łóżka. Z dźwięków wydawało się, że łóżko ugięło się pod dużym ciężarem i ledwo mogło je utrzymać. To było zupełnie inne niż klient. Słychać było powolne kroki. To stworzenie nie spieszyło się z zejściem na dół - chodziło z boku na bok tuż nade mną.
Miałem trzy opcje. Wbiegnij na górę i wymyśl wszystko, wyjdź przez okno i biegnij po pomoc, udawaj trupa. Teraz to wszystko brzmi absurdalnie, ale wtedy wszystkie taktyki wydawały mi się równie zgubne.
W rezultacie zamknąłem oczy, okryłem się kocem i zacząłem czekać, aż nikt nie wie co. Jakimś cudem zasnąłem, najwyraźniej poczułem zmęczenie. Następnego ranka zarówno ja, jak i właściciel zachowywaliśmy się tak, jakby nic się nie stało. Nie wiem, jakim cudem udało mi się spędzić jeszcze trzy noce w łaźni, ale skończyłem pracę z czystym sumieniem.