Niemcy spawali metalowe ekrany ochronne, w Unii po zderzeniu z fauspatronami zaczęli spawać metalowe siatki antykumulacyjne, nawiązujące do święta improwizacji i aliantów, którzy wylądowali w Normandii w 1944. Boki, wieżę i przedni pancerz Shermanów często wzmacniano workami z piaskiem. Na Pacyfiku Amerykanie również używali zwykłych desek w celu zwiększenia ochrony. Pytanie: od jakiego pocisku może uratować drewniana deska?
Istnieje wiele sposobów na zniszczenie lub przynajmniej unieruchomienie czołgu. Podstawą walki przeciwpancernej we wszystkich armiach II wojny światowej były zasadzki artyleryjskie. Ponieważ czołgi stanowiły główną siłę uderzeniową i główne narzędzie przebijania się na tyły obrony wroga, musiały przede wszystkim stawić czoła piechocie. Piechota w przewidywalny sposób ucierpiała z powodu działalności pojazdów opancerzonych, zwłaszcza pozostawionych bez wsparcia artyleryjskiego lub ochrony własnych czołgów.
W tych warunkach piechota potrzebowała jakiejś broni ręcznej i indywidualnej przeciwko czołgom. Wszystko zaczęło się od karabinów przeciwpancernych, wiązek granatów, koktajli Mołotowa. W 1942 roku pojawiła się ręczna broń kumulacyjna - granatniki: niemiecki "Faustpatrone", brytyjski "PIAT", amerykański M1 "BAZOOKA". Jednak bardzo szczególne miejsce w historii broni przeciwpancernej zajmują miny magnetyczne. Idea takiej broni jest prosta: piechota musi zawiesić na czołgu potężny ładunek kumulacyjny lub odłamkowo-burzący, po czym pojazd bojowy zostanie podważony i unieruchomiony. Taka broń przeciwpancerna została opracowana od lat 30. XX wieku. Zakładano, że najlepszym momentem na użycie min magnetycznych w walce okopowej będzie przeprawa przez wrogie czołgi tymi samymi okopami zajmowanymi przez piechotę.
>>>>Pomysły na życie | NOVATE.RU<<<<
Ale jak to często bywa, było gładko tylko na papierze. Pomysł na kopalnie magnetyczne był dobry. Jednak w rzeczywistych warunkach ich stosowanie wiązało się z ogromnym ryzykiem, dlatego skuteczność tego środki, a co za tym idzie ekonomiczna wykonalność masowej produkcji kopalni magnetycznych, zawsze były poniżej pytanie. Najtrudniejsze do użycia min magnetycznych było to, że czołgi rzadko działały w oderwaniu od osłony własnej piechoty. Wszystko to nie przeszkodziło jednak uczestniczącym stronom w opracowaniu z wyprzedzeniem środków ochrony pojazdów opancerzonych przed minami magnetycznymi. Najwyraźniejszym tego przykładem jest stworzenie w Niemczech składu chemicznego „Zimmerit”. Po stworzeniu własnej kopalni magnetycznej w Rzeszy obawiali się, że ta sama wkrótce pojawi się w ZSRR. Dlatego postanowili wcześniej chronić swoje czołgi przed sowieckimi minami magnetycznymi. To prawda, że w końcu tsimmerit nie był przydatny. Chociaż w Unii testowano przeciwpancerne miny magnetyczne, zrezygnowano z powszechnego użycia tego narzędzia na froncie ze względu na wątpliwą skuteczność i nieuzasadnione ryzyko dla piechoty.
Kolejna sprawa to teatr działań na Pacyfiku, gdzie wojska amerykańskie musiały walczyć z Japończykami na wielu wyspach. Jeśli kopalnie magnetyczne nie zakorzeniły się w Europie, to w Azji, ze względu na specyfikę pól bitewnych, znalazły dla siebie najszersze zastosowanie. Jeszcze przed wojną w Japonii stworzono minę magnetyczną Typ 99 do niszczenia wrogiego sprzętu. W przeciwieństwie do większości modeli europejskich, nie był skumulowany, ale odłamkowo-wybuchowy. Jedna taka mina mogła przebić pancerz czołgu o grubości 19 mm. Podwójna mina poradziła sobie już z 32 mm opancerzeniem czołgu. Jednak nawet jeśli nie dało się złamać pancerza, najczęściej podważanie Typu 99 i tak unieruchamiało pojazd bojowy. Właściwie, aby rozwiązać ten problem podczas operacji desantowych na wyspach, amerykańscy mechanicy zaczęli mocować do czołgów zwykłe deski. Jak pokazała praktyka, było to więcej niż wystarczające, aby żaden z magnesów Typ 99 nie chwycił pancerza.
Jeśli chcesz wiedzieć jeszcze ciekawsze rzeczy, to powinieneś poczytać o tym który zbiornik należy nazwać najlepszym w II wojnie światowej.
Źródło: https://novate.ru/blogs/190422/62753/