Jako dziecko każdego lata jeździliśmy na wieś. Dobrze pamiętam dom, w którym mieszkaliśmy. Składał się z dwóch pięter i był już wtedy stary. Wszystkie drzwi trzeszczały, okna były trudne do otwarcia, a dywany utrzymywały w nich lata kurzu. Krewni stale odwiedzali, okresowo się zastępując - nie pamiętam wszystkich.
Główną (i jedyną) rozrywką dla młodzieży był klub, w którym wieczorami odbywały się dyskoteki i pokazy filmowe. Dorośli wychodzili na zewnątrz i spędzali długie godziny na ławkach, rozmawiając z sąsiadami i leniwie obserwując zachody słońca. Zupełnie niezrozumiałe było dla mnie, jak nie nudzili się w tak monotonnym otoczeniu.
Pewnego lipcowego dnia wracałem z klubu w towarzystwie brata i siostry. Nie chcieliśmy iść do domu - było tam duszno i ciasno. Krewni urządzili ucztę, a ich ożywione rozmowy dało się słyszeć z ulicy. Postanowiliśmy spędzić jasny i spokojny wieczór w ogródku warzywnym. Niebo w wiosce znacznie różniło się od nieba miejskiego - widać było na nim tysiące gwiazd o niezwykłej urodzie. Usiedliśmy w pobliżu pelargonii babci i spojrzeliśmy w górę.
Nagle w pobliżu domu rozległy się kroki. Znałam dobrze chód każdego krewnego, a te kroki były mi zupełnie nieznane. Odsuwając na bok niepokojące myśli, przekonałem się, że to nasz ojciec. Z pewnością zauważył naszą długą nieobecność i był podekscytowany. Zgłosiłem swoje domysły bratu i siostrze i ruszyliśmy w kierunku domu.
Droga do domu mijała łaźnię. Do łaźni poszedłem tylko raz lub dwa, bo nie podobał mi się ten zawód. Kiedy już minęliśmy ten budynek, usłyszał z niego hałas. Od razu zauważam, że łaźnia parowa była zamknięta, a światła zgaszone. Dziadek ciągle go zamykał z powodów, których nie rozumiałem.
Słuchając nieznanych nam dźwięków, dotarliśmy do ciężkich kroków. Ktoś przeszedł przez garderobę, ktoś duży i niezdarny. Poruszał się tam iz powrotem, skrzypiąc drzwi, grzechocząc żelaznymi miskami i innymi akcesoriami do kąpieli. Deski opadały pod ciężarem tego stworzenia, tak że wydawało się, że w łaźni parowej działa niedźwiedź lub inny nieznany nauce drapieżnik.
Wymieniłem spojrzenia z moim bratem i zdałem sobie sprawę, że bał się nie mniej niż ja. Zaczęliśmy powolny odwrót do warzywniaka. Wtedy wydało mi się, że ten potwór natychmiast złamie kruchy zamek i zaatakuje nas. Mój brat wziął ode mnie klucze i poszedł otworzyć łaźnię. Teraz ta decyzja wydaje mi się niesamowicie głupia. Ale wtedy, będąc w szoku, nie mogłem wpłynąć na to, co się działo. Potem... otworzył wannę i dźwięki ustały.
Po tym incydencie uniknąłem kąpieli. Tajemniczy, ciężki nieznajomy ukradł mi kilka nocy spokojnego snu. Nikt z nas nie potrafił znaleźć racjonalnego wyjaśnienia tego, co się stało. Z biegiem czasu wspomnienia przytępiły się i prawie o tym zapomnieliśmy. Kiedyś podzieliłem się tą historią z moją babcią. Powiedziała nam, że wcześniej miała do czynienia z takim zjawiskiem i że to wszystko wina łaźni. Cóż, jeśli to stworzenie wybrało naszą łaźnię parową, jednego mogę powiedzieć na pewno - jest cudownie zrobione.