Pierwszym „obiektem”, który postawiliśmy na nowo nabytym domku letniskowym była łaźnia. Aż do tego histerycznego momentu nie próbowałem siebie jako budowniczy, więc zabrałem się do pracy na własne ryzyko i ryzyko. Mieliśmy już za sobą pożar i nie chcieliśmy go powtarzać. Z tego powodu bezpieczeństwo przeciwpożarowe stało się dla mnie stałym pomysłem - chciałem przemyśleć wszystko w najdrobniejszych szczegółach.
Drewniana wanna wymaga specjalnego podejścia. Drewno nie różni się właściwościami ogniotrwałymi i wymaga uwzględnienia wszystkich zasad bezpieczeństwa. Należą do nich izolowana cieplnie sekcja sufitu (w miejscu przejścia rury), okładzina metalowe ściany przy piecu, gruba warstwa izolacji przeciwpożarowej, drewno p.poż i tak dalej. Pomyślnie spełniłem wszystkie wymagania.
Problem z zasilaniem również nie pozostał niezauważony. Ułożyliśmy kabel pod ziemią (łaźnia znajduje się 25 metrów od domu). Aby zabezpieczyć kabel przed wilgocią, umieściliśmy go w plastikowej rurze HDPE. Bezpiecznie „uszczelniłem” instalację elektryczną wanny w rurach karbowanych.
Wydawałoby się, że ochrona przed zwarciem i ogniem jest gotowa, nie ma się czego bać. Ale jak wiesz, kłopoty pochodzą z tego, czego się nie spodziewali. Nasz przypadek nie był wyjątkiem. Sytuacja jest zwyczajna - zaprosiliśmy znajomych na kąpiel parową, rozpaliliśmy piec, czekamy aż kąpiel się rozgrzeje. Czas włożyć trochę drewna do pieca i sprawdzić temperaturę. Wchodzę do garderoby, gdzie spotyka mnie ciemność. Wyciągnąłem włącznik - efekt zerowy.
Wracam do domu i stwierdzam, że maszyna, na której odbywa się kąpiel, jest wyłączona. Po nieśmiałej próbie reanimacji urządzenie natychmiast się wyłączyło. Uzbrojony w latarkę poszedłem do łaźni parowej, aby poszukać odpowiedzi. Rezultat nie trwał długo - ściana nad lampą poczerniała od powstałej sadzy.
Zrobię liryczną dygresję dla usprawiedliwienia siebie. Wybrałem specjalną lampę - do pomieszczeń o dużej wilgotności. Został umieszczony w metalowej obudowie i miał ceramiczną głowicę. Przewody zostały schowane głęboko w ścianie i umieszczone pod warstwą izolacji termicznej, dzięki czemu były niewrażliwe na wszelkie temperatury. W momencie instalacji byłem pewien, że wziąłem pod uwagę wszystkie czynniki.
Ale diabeł tkwi w szczegółach. W miejscu, w którym przewody wchodzą do wnętrza lampy, nastąpiło zwarcie. Zostały nawinięte przez mały otwór w obudowie, w której nastąpiło zwarcie. Lampa rozgrzała metalowy korpus lampy. Izolacja drutu nie radziła sobie z ciepłem i po prostu „pływała”.
W rezultacie przewody się zetknęły, błysnęła iskra, kończąc izolację. Mam szczęście, że maszyna zgasła i uratowała nas przed pożarem.
Tego samego dnia wyjąłem lampę w łaźni parowej. Oświetlenie odbywało się przez okno - za pomocą nośnika. Incydent zainspirował mnie do szczegółowego przestudiowania tej kwestii. Po kilku dniach intensywnego „googlowania” dowiedziałem się, że w gorących pomieszczeniach instaluje się specjalne przewody, które zapewniają silikonowa ochrona przed wysoką temperaturą.
Po "oświeceniu" wymieniłem drut i zrobiłem kolejną dziurę w obudowie. Wymagane będzie, aby przewody wpadały do obudowy w pewnej odległości od siebie i nie stykały się ze sobą.
Te środki mogą się komuś wydawać zbędne, ale nie chcę powtarzać smutnego doświadczenia z sadzą.