Nawet dla żołnierzy radzieckich zima 1941-1942 okazała się poważnym testem. Wehrmacht musiał nauczyć się wszystkich „uroków” prawdziwej rosyjskiej zimy na własnej skórze. Wielu niemieckich weteranów, którzy przeżyli II wojnę światową i z przerażeniem brali udział w walkach na froncie wschodnim wspominał nie tylko „rosyjską zimę”, ale także trudności, jakie napotykał proces wydobycia i utrzymania ciepło.
Jak ogrzewali się niemieccy czołgiści podczas II wojny światowej? Powiedzmy tylko: jak służył ich wąsaty aryjski „bóg”, rozgrzewali się. Do 1944 r. nie podejmowano prób montażu jakichkolwiek pieców ani grzejników na zbiornikach. Pierwszym czołgiem, na którym pojawił się przynajmniej jakiś system grzewczy, był Panzer V – „Pantera”. To prawda, że muzyka nie grała długo i bardzo niewiele samochodów dostało upragniony piec. A wszystko dlatego, że w 1944 roku Wehrmacht nie był już gotowy na technologiczne zachwyty. Trzeba było oszczędzać na wszystkim, co było możliwe ze względu na wyczerpywanie się zasobów Rzeszy i ciągłe bombardowanie aliantów. Aby „usprawiedliwić” ponury geniusz krzyżacki, warto zauważyć, że nawet w drugiej połowie XX wieku piece na czołgach nie pojawiały się masowo.
Najłatwiejszym i najskuteczniejszym sposobem na ogrzanie niemieckiego czołgu jest użycie silnika samochodu. Jak można się domyślić, ciepło pochodzi z silnika. Problem polegał na tym, że komora silnika w większości modeli Panzer była odgrodzona specjalną ścianą. Został zainstalowany, aby poprawić bezpieczeństwo przeciwpożarowe samochodu, ale już przy -5 stopniach Celsjusza stał się przekleństwem dla załogi. Dlatego niemieckie załogi zaczęły masowo wiercić otwory w przegrodzie ochronnej i wkładać tam węże, aby choć trochę gorącego powietrza przedostawało się z komory silnika do komory bojowej.
Ponadto zastosowano palniki naftowe, ziemiane lampy naftowe, a także chemiczne źródła ciepła. Efekt dwóch pierwszych był niezwykle wątpliwy. Co więcej, lampy naftowe były również bezpośrednio zabronione dla oficerów, ponieważ stwarzały duże zagrożenie wewnątrz czołgu. Te ostatnie grzały się całkiem nieźle, ale rzadko trafiały w ręce czołgistów, gdyż były przeznaczone przede wszystkim dla kierowców ciężarówek.