Od kilku lat mieszkamy z rodziną na przedmieściach. Nieco ponad 10 kilometrów dzieli nas od hałaśliwego miasta. Przez lata mieszkania we własnym domu udało nam się poznać naszych sąsiadów. Oczywiście wiemy, które z nich robią, czym i jak zarabiają na życie.
Jak w wielu wsiach i miasteczkach, ludzie żyją na swoich działkach. Niektórzy budują szklarnie, aby uprawiać kwiaty na sprzedaż. Inni hodują zwierzęta, sprzedając świeże mięso, mleko i jajka. Jeszcze inni zajmują się uprawą warzyw, owoców i ziół.
Mieszka w naszej okolicy babcia - „Boży mniszek lekarski”. I choć wygląda życzliwie i naiwnie, w rzeczywistości jest prawdziwym biznesmenem, działającym nie do końca uczciwymi metodami. Na swojej stronie uprawia warzywa, a następnie z powodzeniem sprzedaje je na rynku.
Nie wydaje się to zwyczajne. Byłem jednak nieco zdezorientowany, bo na naszym terenie zieleń rośnie mniej aktywnie. Kiedy mamy pietruszkę dopiero po raz trzeci, moja babcia zbiera już 10 plonów!
Co tydzień przygotowuje na sprzedaż świeże pakunki. W weekendy sąsiad wychodzi z towarem na targ, wracając z pustymi rękami. Cóż, zielenie nie rosną tak szybko!
Okazuje się, że mąż starej kobiety po zebraniu nowego plonu wykopuje grządki i obficie je podlewa jakimś środkiem chemicznym kompozycja stymulująca wzrost pietruszki, kopru, selera itp. Podlewają zieleninę dwa razy dziennie: rano i wieczory. Po trzech dniach na ich stronie pojawiają się sadzonki.
Po ścięciu plonów starzy ludzie karmią glebę azotanem amonu i superfosfatem. Po kilku dniach powtórzą procedurę karmienia. Po około miesiącu sadzą zieleninę w innej kolejności, naprzemiennie z uprawami należącymi do różnych rodzin. Pietruszkę zastępuje się sałatką, sałatką z bazylią itp.
Główną różnicą między świeżymi zieleniami jest jasny kolor, soczyste łodygi i liście. W tym celu nasi sąsiedzi używają biostymulatorów, których chemia jest po prostu poza skalą. Co tydzień podlewają swoją okolicę tymi substancjami.
Naiwni nabywcy kupują zieleninę od „mniszka lekarskiego”, myśląc, że są one naturalne i bez chemii. W rzeczywistości zakupione produkty nie są przyjazne dla środowiska. Przy regularnym stosowaniu chemikaliów w żywności, gleba nieuchronnie zacznie się wyczerpywać. Rolnictwo może po prostu upadać z biegiem lat.
Mam nadzieję, że nie wszystkie babcie, które handlują na targu idą na takie sztuczki. Ale tego nie da się zweryfikować. Pozostaje albo kupić warzywa i warzywa od znajomych ogrodników, albo wyhodować wszystko własnymi rękami.
Dziękuję za przeczytanie artykułu! Będę bardzo zadowolony z twoich polubień 👍 i subskrybując kanał.