Bohater Związku Radzieckiego, tankowiec D.F. Loza, opowiedział o jednym wyjątkowym przypadku ze swojej praktyki. Kiedy ich załoga uzupełniała paliwo do czołgu Sherman, rozpoczęły się ostrzał moździerzowy i czołgowy. Oczywiście trzeba było się schować, w tym pod samym czołgiem, który również płonął w tym momencie. Wszystko okazało się brawami i nie było eksplozji, która uratowała życie żołnierzom. W końcu w wyniku eksplozji nikt nie byłby w stanie uciec. Jaka jest tajemnica tego efektu i dlaczego tak się nie stało w modelach radzieckich?
1. Unikalny rozwój USA
Można powiedzieć, że ten amerykański wynalazek naprawdę pozwolił czołgistom uciec, wydawałoby się, w najbardziej beznadziejnych sytuacjach. A samochód pozostał nienaruszony, a to jest niezwykle ważne w trudnych czasach wojennych. W końcu czas jej powrotu na pole bitwy zależał od szybkości powrotu do zdrowia. Początkowo Amerykanie trzymali pociski czołgów u specjalnie zaprojektowanych sponsorów. Ich ściany miały 37 milimetrów grubości. To nie pomogło i czołgi nadal dość często wybuchały.
Następnie zaczęli umieszczać specjalne podkładki - zbroję, która wbrew oczekiwaniom twórców również nie zawsze oszczędzała, zwłaszcza przed wskaźnikami wysokiej temperatury. Stało się to powodem dalszych poszukiwań rozwiązań technicznych i wyjątkowego w swej istocie systemu, który był gotowy już latem 1943 roku.
Technologia przechowywania amunicji składała się z dość prostych kroków. W pudełku z dziesięcioma 75-mm łuskami przeznaczonymi na M-3, w pistolecie zainstalowanym w pierwszych modelach Shermana, znajdowało się czternaście litrów wody, do której dodano glikol etylenowy. Ten ostatni zwiększał gęstość wody i służył jednocześnie jako środek antykorozyjny i przeciw zamarzaniu.
Na amunicję 76 mm wykonali również stojaki do przechowywania pocisków w takiej mieszance. Wyjątkiem była amunicja 105 mm do Shermana, który był wyposażony w haubicę M4. Faktem jest, że ich pochodzenie było półjednostkowe, a same muszle nie we wszystkich przypadkach charakteryzowały się dobrą szczelnością. Musieliby wyprodukować specjalne opancerzone stojaki. Ponadto amunicję pobierano z dolnego przedziału przedziału.
Nawiasem mówiąc, w swojej historii Loza nie wspomina o stylizacji na mokro. W tym czasie takie czołgi były dostarczane do ZSRR w ograniczonych ilościach. Łącznie ukazało się w przybliżeniu nieco ponad 2000 egzemplarzy. A to, że to Lohse i jego załoga dostali taki samochód, było jak cud lub wielkie szczęście.
Jeśli chodzi o ten efekt, sam czołgista w opisie wskazuje raczej na jakość amerykańskiego prochu, który został poddany zwiększonemu oczyszczeniu. Ogólnie nie jest do końca jasne, dlaczego pociski z tego czołgu nie wybuchły. Najprawdopodobniej rolę odegrało kilka czynników w sumie.
CZYTAJ TAKŻE: Przekazania nie można użyć: tego, co zrobiono w ZSRR z niemiecką zdobytą bronią
Jeśli chodzi o samą „mokrą stylizację”, to zgodnie z wynikami okazała się jednocześnie bezużyteczna i niebezpieczna. Zwłaszcza wraz z początkiem stosowania kumulującej się amunicji. W momencie działania dżetu (co oznacza kumulację), pociski łatwo eksplodowały.
>>>>Pomysły na życie | NOVATE.RU<<<<
2. Dlaczego w ZSRR nie było takiego rozwoju
Związek Radziecki nie miał takiego rozwoju. W czasie II wojny światowej nikt nie martwił się szczególnie o bezpieczeństwo załogi czołgu. Dopiero w okresie powojennym rozpoczęto aktywne prace w tym kierunku, które doprowadziły do powstania naprawdę dobrze chronionego czołgu. Ale na wojnie T-34 był mierną maszyną. Oczywiście na projektantów nie ma żadnych skarg. Mimo nienajlepszych warunków pracy stworzyli czołg, który jest podstawą do kolejnych zaawansowanych modyfikacji.
Kontynuując temat, przeczytaj, dlaczego wiele radzieckich czołgów podczas II wojny światowej nie miało hamulca wylotowego.
Źródło: https://novate.ru/blogs/110820/55649/